Irena i Bogdan Padołowie mają trójkę dzieci, pięcioro wnuków i 4- miesięcznego prawnuka. W październiku zeszłego roku przeżywali 50- lecie małżeństwa. - Ślub braliśmy dokładnie 28 października 1967r. w Jutrzynie, a pogoda była wtedy piękna. Ja miałam 21 lat, a mój mąż - 24 - mówi pani Irena. - Moja mama umarła wcześniej w tym samym roku, dlatego to teściowie wyprawili nam przyjęcie weselne, takie skromne, w domu, bo wtedy takie się zazwyczaj robiło.
Imieniny co miesiąc
Znali się od zawsze, bo mieszkali w jednej wsi, w Kowalowie. - Nasi rodzice pochodzili z centralnej Polski. Moi rodzice z Brzeska Okocimia i Jaworska niedaleko Łysej Góry, a rodzice męża z Poręby Radlnej koło Tarnowa, gdzie zresztą po latach wrócili. Jak większość, przyjechali tu z powodu opowieści o bogatym i rozwiniętym zachodzie. Gdy się tu sprowadzili, dostali od państwa krowę, konia, brony, jeszcze jakieś inne proste maszyny - opowiada nasza rozmówczyni. - Nasza rodzina była duża, bo miałam aż ośmioro rodzeństwa. U męża też w domu było sporo osób, dlatego w grudniu zaraz po ślubie przeprowadziliśmy się do Karszówka - dodaje.
Potem urodziły się dzieci i 50 lat minęło w mgnieniu oka. Pani Irena przez 18 lat pracowała w magazynie z nawozami, w tym przez 5 lat na gospodarstwie szpitalnym w Strzelinie. Pan Bogdan przez około 30 lat był traktorzystą, a w okolicy słynął jako rzeźnik. Prowadzili też gospodarstwo. Mieli pole, hodowali świnie, kaczki, kury. Lubili razem spędzać czas, szczególnie uczestniczyć w zabawach, których było bez liku. Chodzili na potańcówki, przetańczyli chyba y 50 wesel, spotykali się z sąsiadami na imieninach. Kiedyś w Karszówku był nawet taki zwyczaj i do tego tak rozpowszechniony, że co miesiąc bawili si u kogoś innego. Czasem razem gotowali. Pani Irena pomagała mężowi w przyrządzaniu mięsa. - A on pomagał trzeć cebulę, bo ja zawsze płakałam - śmieje się nasza rozmówczyni. Teraz trzymają króliki, hodują warzywa i kwiaty, bo, jak mówią, na prowadzenie gospodarstwa brakuje już trochę sił.
A jaką mają receptę na szczęśliwe, długie małżeństwo? - Idealnych par nie ma, ale trzeba się starać, dążyć do zgody i przede wszystkim dużo otwarcie rozmawiać, także o problemach. U nas też bywało, że się pokłóciliśmy. Nie mieliśmy jednak za wiele cichych dni, bo gdy nawet nie chciałam odzywać się do męża, to i tak w tym postanowieniu nie wytrzymywałam - wyjawia pani Padoł. - Trzeba się też rozumieć. Nam udaje się to nawet bez słów - dodaje.






















































































Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij