Część pielgrzymów nazywała mnie śpiewającym Polakiem
Od kilkunastu lat w wielu europejskich krajach spotkać można piesze i rowerowe szlaki oznaczone symbolem muszli. Noszą one nazwę dróg św. Jakuba. Jeszcze w średniowieczu ludzie pielgrzymowali do Jerozolimy, aby otrzymać odpuszczenie grzechów. Kiedy Arabowie zajęli Ziemię Świętą, przebywanie w tamtym rejonie stało się niemożliwe.
Wówczas, panujący papież ogłosił, że odpowiednikiem tamtej pielgrzymki będzie wędrówka do grobu św. Jakuba, w Hiszpanii. Według legendy, miejsce pochówku świętego wskazały spadające gwiazdy. Stąd też wzięła się nazwa de Compostela. Dzisiejszy szlak wiodący przez Europę stał się obowiązującym po apelu papieża Jana Pawła II w roku 2003. Składające się na niego drogi łączą Europę i podkreślają jej chrześcijańskość. Od 2003 r. powstały Stowarzyszenia Przyjaciół Dróg św. Jakuba. Jedno z nich działa również w Polsce i należy do niego doktor Kubisz ze Strzelina.
Skąd pomysł na podążanie szlakiem świętego Jakuba? Jakie etapy już Pan przeszedł?
- W zasadzie chodziło mi o wędrówkę. Uznałem, że jak skończę 80 lat, to przejdę dookoła Polski. Będąc na basenie w jacuzzi, rozmawiałem z panią, która powiedziała mi właśnie o Szlaku św. Jakuba. Zajrzałem do googla i zapoznałem się z tematem bliżej. Uznałem, że o wiele taniej mi wyjdzie, jak będę wędrował tym szlakiem. Takie pielgrzymowanie niesamowicie przebudowuje świadomość człowieka. Z tego powodu zapisałem się do tego towarzystwa. Ponieważ pracuję, postanowiłem wędrować raz do roku przez miesiąc. Rozłożyłem sobie całą trasę, liczącą kilka tysięcy kilometrów, na etapy. Pierwszy rozpocząłem w Kijowie w 2013 roku. Doszedłem do Przemyśla. Drugą częścią mojej wędrówki była trasa Przemyśl-Wrocław, następną Wrocław-Zgorzelec i kolejną Zgorzelec-Praga. Każdą z nich pokonywałem przez miesiąc, raz do roku. W 2015 mój nieżyjący już przyjaciel zadzwonił i powiedział, że zamierza zorganizować takie Camino light. Zgodnie z tymi ustaleniami polecieliśmy do Alicante. Po noclegu wyruszyliśmy samolotem do Santiago. Następnie z tej miejscowości 270 km autobusem do Astorgi i z tego miejsca ruszyliśmy w drogę, dwieście kilkadziesiąt kilometrów.
Jak przygotowywał się Pan do trasy?
- Przed Kijowem jeszcze robiłem wędrówki piesze ze Strzelina do Ziębic. Tam nocowałem i wracałem. A później uczęszczałem w jedno-dwudniowych wędrówkach, kiedy mi czas na to pozwalał.
Czy szedł Pan sam? Ile kilometrów dziennie Pan pokonał?
- Szedłem w grupie 9-cioosobowej, 2 mężczyzn i 7 kobiet. Miało nas iść 10, ale mój przyjaciel zmarł na dzień przed wylotem. Była to najsmutniejsza rzecz. Przez całą podróż w samolocie obok mnie było puste miejsce. Podróżowaliśmy wyłącznie pieszo. Każdy z nas ma taki Paszport Pielgrzyma, w którym zbiera pieczątki z miejsc na trasie. Uprawniają one m.in. do zniżek na noclegi. Szliśmy ponad 20 km dziennie, nie więcej jednak jak 30 km.
Co zabiera się na taką wędrówkę i gdzie się śpi?
- Każdy ma swój plecak, w którym zabiera najpotrzebniejsze rzeczy. Śpimy w schroniskach, które dla pielgrzymujących są bardzo tanie. Koszt noclegu wahał się od 5 do 10 euro. Są tam piętrowe łóżka, jest trochę ciasno, ale w łazienkach i toaletach jest czysto. Jeśli w budynku nie ma kuchni, to wszystko jest tańsze i jest wtedy zapewnione zaplecze kuchenne.
Jaka była trasa i pogoda w Hiszpanii?
- Pierwszy etap rozpoczynał się w górach i był dość trudny. Podobny do Tatr. Jeszcze nawet leżał śnieg. Długość szlaku to jakieś 150 km. Kolejny był teren lekko pagórkowaty, łagodny i wynosił sto kilkadziesiąt km. Powstała cała infrastruktura dzięki Unii Europejskiej, która dała dotację po apelu papieża Jana Pawła II. Powstały programy odnowienia tej drogi. A pogoda była różna. Mieliśmy z tydzień słońca, przez pozostały czas było albo chłodno albo siąpił deszczyk.
Ile czasu zajęła droga do grobu św. Jakuba? Czy ma Pan jakieś pamiątki?
- Droga zajęła nam około 2 tygodni. Mam Paszport Pielgrzyma i Certyfikat, tzw. Composterkę, świadczący o dojściu do celu pielgrzymki. Każdy, kto ukończył trasę, otrzymał tubę z Certyfikatem. Mam także kamienie i muszelki z oceanu. Nasiona palmy. Część pielgrzymów nazywała mnie śpiewającym Polakiem, gdyż podczas drogi lubiłem sobie pośpiewać.
Czy poznał Pan jakichś ludzi? W jakim języku porozumiewał się Pan z obcokrajowcami?
- To jest międzynarodowe towarzystwo. Poznałem wielu ludzi, m.in. dziennikarza koreańskiego, Japonkę z Jokohamy, Brazylijkę, lekarkę z Estonii, Łotyszkę i Anglika. Porozumiewaliśmy się głównie w języku angielskim, ale także po niemiecku, rosyjsku i hiszpańsku.
Czy wróci Pan na szlak św. Jakuba?
- Oczywiście. W przyszłym roku chcę iść z Pragi do Monachium. Następnie z Monachium, przez Szwajcarię do Francji. We Francji drogę podzielę na dwa etapy.
Dziękuję za rozmowę.
Magdalena Wojdyn












































































Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij