Stanisława Piestrak należała do lokalnego zespołu nazwanego „Sąsiadki” oraz do Koła Gospodyń Wiejskich
Prowadziła świetlicę, należała do lokalnego zespołu, a wszystko zaczęło się 75 lat temu. Dziś chcielibyśmy przedstawić bliżej postać i historię rdzennej mieszkanki Kazanowa, pani Stanisławy Piestrak. Posłuchajmy jej opowieści i zanurzmy się na chwilę w jej wspomnieniach.
Urodziła się Pani w Kazanowie, a jak trafiła tu Pani rodzina?
- Ludzie po wojnie jechali tutaj z Komarna, Chłop i ze Lwowa. Część z nich osiedliła się w Kazanowie, w tym najwięcej na majątku. Domy były nadawane odgórnie. Kto posiadał kartę majątkową, dostawał normalny, duży dom. Dziadzio (tato mamy) posiadał taką kartę, ponieważ był dobrze sytuowany, a z zawodu był myśliwym. W Komarnie na działce należącej do mojej mamy dziadek oddał pole na kościół. Mama wraz z rodzeństwem i innymi dziećmi pomagała w budowie. Na kościół wykładała pieniądze hrabina Lanckorońska. Przyjeżdżała zwykle na miejsce budowy i obdarowywała dzieci słodkościami. Dziadek, prócz bycia myśliwym, był również majstrem. Stawiał domy i dachy, oprócz tego z wykorzystaniem specjalnego młynka robiliśmy proso. Został on przywieziony tu, do Kazanowa. Rodzice mieli duże gospodarstwo, w tym pół hektara ogórków. Kiedyś nie było czegoś takiego jak podatek rolny ,tylko kontyngent (obowiązkowe dostawy na rzecz państwa), więc część plonów była oddawana na rzecz państwa.

Jak wspomina Pani czasy dzieciństwa?
- Ja urodziłam się już tutaj, w Kazanowie, a do szkoły chodziłam w Dankowicach przez 7 lat, bo tyle wtedy trwała nauka w podstawówce. Gdy przychodziła jesień, a droga do szkoły była dość długa, i nikomu nie chciało się chodzić pieszo, to w sezonie buraczanym czepialiśmy się z tyłu wozów. To była taka rozwora, a jadąc podczepieni do wozów, skracaliśmy sobie drogę. Jednak woźnice bardzo często na nas krzyczeli i wyganiali nas, gdyż konie nie dawały sobie rady z dodatkowym ciężarem.
Następnie poszłam już do szkoły we Wrocławiu na kurs maszynopisania, na scenografię. Trwało to 3 lata. Czy zima, czy deszcze codziennie chodziłam na stację do Białego Kościoła, bo zwyczajnie innej możliwości nie było.

W jaki sposób angażowała się Pani w życie lokalnej społeczności?
- Po skończeniu szkoły wyszłam za mąż i przeprowadziłam się do innego domu, nadal w Kazanowie. Wtedy już należałam do lokalnego zespołu nazwanego „Sąsiadki” oraz do...
Na ten temat pisaliśmy w 27 (1165) wydaniu papierowym Słowa Regionu. Cały artykuł przeczytasz również na portalu egazety.pleprasa.pl, a także e-kiosk.pl 

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj również