Wtopili się w tłum...
Część z nich zdecydowała się powrócić w rodzinne strony, pozostali postanowili pozostać w Polsce na dłużej. W naszej społeczności są także i ci, którzy przybyli tu dużo wcześniej. W gronie tym są to nierzadko całe rodziny. Dlatego też nie dziwią nikogo na ulicy ani w sklepie rozmowy w języku ukraińskim, czy też w rosyjskim. Tu trzeba wyjaśnić, że część obywateli Ukrainy jest rosyjskojęzyczna. To głównie ci, którzy pochodzą ze wschodniej Ukrainy i którzy najbardziej ucierpieli w związku z wybuchem wojny.
Ukraińcy dłużej mieszkający w Polsce zaaklimatyzowali się w tutejszym środowisku, podjęli pracę. Ich dzieci chodzą do polskich szkół i przedszkoli. Płacą podatki i różne rachunki. Choć w naszym kraju z pewnością czują się dobrze, a na pewno bezpiecznie, to jednak w większości pewnie tęsknią za ojczyzną. Bardzo byśmy chcieli, aby bez obawy o zdrowie i życie, mogli wrócić do swoich domów. Każdy wie, że ojczyzna, to ojczyzna, a swój dom, to swój dom. Dla nich tam, w Ukrainie.
I tak, jak to było wspomniane na wstępie, ci którzy osiedlili się tu na długo przed wybuchem wojny, mówią, że są u siebie. Ci sprzed roku - matki z dziećmi – tęsknią. Niekiedy ryzykując, decydują się na powrót, inni czekają na lepsze czasy.
Aby lepiej poznać, jak wygląda ich życie w naszym powiecie, będziemy starali się na naszych łamach przedstawić naszym Czytelnikom losy niektórych z tych osób i rodzin.
Ona została, syn wrócił
Jedną z tych osób jest Iryna Soroka (lubi jednak polską odmianę swojego imienia - Irena). Pochodzi z Przemyślan w obwodzie Lwowskim. Po polsku mówi bardzo płynnie i tylko gdy się bardzo dobrze wsłuchać, to można powiedzieć, że nie jest rodowitą Polką.
Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Jagielońskim w Krakowie. W Ukrainie nauczycielka języka polskiego. 7 marca 2022 roku postanowiła wyjechać do Polski. Jak sama przyznaje, z uwagi na bezpieczeństwo swoich dzieci. Ma dwóch synów w wieku 9 i 14 lat. Pomijając wszystkie przykre okoliczności tamtego czasu jak, strach, niepewność, wyjazd w nieznane, największą trudnością (jeżeli tak to można by określić) była postawa starszego syna Artura - ucznia lwowskiego liceum wojskowego. Jak dziś wspomina z rozrzewnieniem, musiała wtedy obiecać synowi, że wyjeżdżają tylko na kilka dni i czym prędzej wrócą, bo przecież ojczyzna jest w potrzebie. Od tamtych dni minął już przeszło rok. W międzyczasie starszy syn, już po kilku tygodniach postawił na swoim i mama musiała odwieźć go do jego kolegów w liceum wojskowym we Lwowie.
Na ten temat pisaliśmy w 21 (1159) wydaniu papierowym Słowa Regionu. Cały artykuł przeczytasz również na portalu egazety.pl, eprasa.pl, a także e-kiosk.pl{jcomments off}











































































Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij