Irena Soroka robi to, co kocha, czyli pracuje jako nauczycielka w strzelińskiej szkole. Jeszcze niedawno robiła to samo, ale w swojej ojczyźnie, Ukrainie, skąd po wybuchu wojny musiała wyjechać
Są z nami od przeszło roku, a niektórzy od dwóch, a nawet kilku już lat. Od przełomu lutego i marca ubiegłego roku obecność ukraińskich matek z dziećmi, które, ratując zdrowie i życie przed rosyjską agresją, uciekły do Polski, stała się niejako powszechna.
Część z nich zdecydowała się powrócić w rodzinne strony, pozostali postanowili pozostać w Polsce na dłużej. W naszej społeczności są także i ci, którzy przybyli tu dużo wcześniej. W gronie tym są to nierzadko całe rodziny. Dlatego też nie dziwią nikogo na ulicy ani w sklepie rozmowy w języku ukraińskim, czy też w rosyjskim. Tu trzeba wyjaśnić, że część obywateli Ukrainy jest rosyjskojęzyczna. To głównie ci, którzy pochodzą ze wschodniej Ukrainy i którzy najbardziej ucierpieli w związku z wybuchem wojny.
Ukraińcy dłużej mieszkający w Polsce zaaklimatyzowali się w tutejszym środowisku, podjęli pracę. Ich dzieci chodzą do polskich szkół i przedszkoli. Płacą podatki i różne rachunki. Choć w naszym kraju z pewnością czują się dobrze, a na pewno bezpiecznie, to jednak w większości pewnie tęsknią za ojczyzną. Bardzo byśmy chcieli, aby bez obawy o zdrowie i życie, mogli wrócić do swoich domów. Każdy wie, że ojczyzna, to ojczyzna, a swój dom, to swój dom. Dla nich tam, w Ukrainie.
I tak, jak to było wspomniane na wstępie, ci którzy osiedlili się tu na długo przed wybuchem wojny, mówią, że są u siebie. Ci sprzed roku - matki z dziećmi – tęsknią. Niekiedy ryzykując, decydują się na powrót, inni czekają na lepsze czasy.
Aby lepiej poznać, jak wygląda ich życie w naszym powiecie, będziemy starali się na naszych łamach przedstawić naszym Czytelnikom losy niektórych z tych osób i rodzin.

Ona została, syn wrócił
Jedną z tych osób jest Iryna Soroka (lubi jednak polską odmianę swojego imienia - Irena). Pochodzi z Przemyślan w obwodzie Lwowskim. Po polsku mówi bardzo płynnie i tylko gdy się bardzo dobrze wsłuchać, to można powiedzieć, że nie jest rodowitą Polką.
Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Jagielońskim w Krakowie. W Ukrainie nauczycielka języka polskiego. 7 marca 2022 roku postanowiła wyjechać do Polski. Jak sama przyznaje, z uwagi na bezpieczeństwo swoich dzieci. Ma dwóch synów w wieku 9 i 14 lat. Pomijając wszystkie przykre okoliczności tamtego czasu jak, strach, niepewność, wyjazd w nieznane, największą trudnością (jeżeli tak to można by określić) była postawa starszego syna Artura - ucznia lwowskiego liceum wojskowego. Jak dziś wspomina z rozrzewnieniem, musiała wtedy obiecać synowi, że wyjeżdżają tylko na kilka dni i czym prędzej wrócą, bo przecież ojczyzna jest w potrzebie. Od tamtych dni minął już przeszło rok. W międzyczasie starszy syn, już po kilku tygodniach postawił na swoim i mama musiała odwieźć go do jego kolegów w liceum wojskowym we Lwowie.
Na ten temat pisaliśmy w 21 (1159) wydaniu papierowym Słowa Regionu. Cały artykuł przeczytasz również na portalu egazety.pleprasa.pl, a także e-kiosk.pl{jcomments off}

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj również