Paweł Filar mimo choroby zaraża innych optymizmem

W wieku 20 lat usłyszał diagnozę, która dla innych mogłaby być wyrokiem. On jednak się nie załamał i każdego dnia udowadnia, że mimo niepełnosprawności można pięknie żyć. – Jeżdżę na wózku, ale mogę wyjść do znajomych, na miasto, mogę z panią rozmawiać. Gdybym nie brał leków i się nie rehabilitował, to pewnie leżałbym teraz w łóżku, dlatego mówię do wszystkich ludzi chorych na stwardnienie rozsiane, żeby się nie poddawali, nie załamywali, bo życie jest zbyt piękne i krótkie – podkreśla wiązowianin Paweł Filar. 

Grał w piłkę nożną w klubie Świteź Wiązów, był członkiem miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej – brał udział w akcjach ratowniczo-gaśniczych oraz zawodach pożarniczych, udzielał się społecznie. – Choroba przyszła w grudniu 2000 roku – opowiada Paweł Filar. – Zacząłem utykać na prawą nogę i tak mną zarzucało, jakbym chodził pijany. Miałem 20 lat. Zaniepokoiło to mamę i od razu pojechaliśmy do lekarza do Trzebnicy, który podejrzewał stwardnienie rozsiane. Dał mi skierowanie do szpitala neurologicznego we Wrocławiu przy ulicy Traugutta. Pani doktor zrobiła punkcję, tomograf, rezonans i wyszło, że mam stwardnienie rozsiane. Okazało się, że zaczęło się od szyi, a później poszło na mózg. Moje komórki mózgowe wymierają. Choroba zaczęła atakować nerwy. Mam niedowład czterokończynowy i wszystkie nerwy są uszkodzone – dodaje nasz rozmówca.

Stwardnienie rozsiane (SM) to nieuleczalna choroba, która dotyka ośrodkowy układ nerwowy. – Na początku w ogóle nie wiedziałem, co to za choroba – przyznaje wiązowianin.  Do 2005 roku byłem sprawny i pracowałem. Któregoś dnia, kiedy przyjechałem z pracy, położyłem się wieczorem do łóżka i w nocy, koło godziny pierwszej, nie miałem czucia ani w nogach, ani w rękach. Mogłem mówić, zawołałem więc mamę i powiedziałem, że coś się ze mną dzieje. Przyjechało pogotowie. Lekarze podejrzewali albo udar, albo stwardnienie rozsiane. Zabrali mnie do szpitala, zrobili badania i stwierdzili rzut SM. Dostałem sterydy i po tych sterydach troszkę lepiej się poczułem. Byłem jednak jak rzodkiewka, miałem odjęte czucie w rękach i nogach – dodaje.

Po pierwszym rzucie miałem od razu rehabilitację, było troszkę lepiej. Ja mam SM rzutujący. Po dwóch tygodniach mój stan się poprawił. Zacząłem funkcjonować normalnie. Niestety, mimo że ćwiczyłem i włożyłem dużo pracy w rehabilitację, miałem w tym samym miesiącu następny rzut. Znowu trafiłem do szpitala, dostałem sterydy i było lepiej, Znowu rehabilitacja, sanatorium… Było lepiej, zacząłem funkcjonować, ale już o kuli i o balkoniku zacząłem chodzić. Miesiąc po drugim rzucie dostałem trzeci, najmocniejszy. Sparaliżowało mi ręce, nogi i jeszcze na oczy poszło. Widziałem wtedy jak za mgłą. Znowu dostałem sterydy, wzrok mi się poprawił, ale prawa noga i prawa ręka zostały niewładne – opowiada Paweł Filar, który częściowo sprawną ma dziś tylko lewą rękę.

Rehabilitacja to jego praca

Jak siadłem na wózek, to na początku było ciężko. Nie mogłem się przystosować i byłem podłamany. Jednak dzięki wsparciu rodziców, rodziny, kolegów, których mam dobrych, przyjaciół, sąsiadów, lekarzy i fizjoterapeutów zacząłem się oswajać z tą sytuacją. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, zrozumiałem, na czym polega ta choroba i zacząłem walczyć o lepsze jutro. Nie ma co się załamywać. Jeśli człowiek się podda albo wpadnie w depresję, to choroba się pogłębi. Mogę zrobić się leżący, a ja powiedziałem, że się nie poddam, dopóki mogę być taki, jaki jestem. Ludzie mnie dobrze znają, jestem komunikatywny. Chcę pokazać innym, że chore osoby, które mają stwardnienie rozsiane, też mogą walczyć o swoje. Każdego dnia modlę się do Pana Boga, żeby było jak najlepiej, walczę o kolejny dzień – podkreśla nasz rozmówca.

Pan Paweł długo szuka odpowiedzi na pytanie, z jakimi trudnościami mierzy się na co dzień. – Wiadomo, że niektórych rzeczy nie mogę robić tak, jak osoby zdroweNie mogę np. jeździć na rowerze, ale są rowery specjalistyczne, elektryczne dla osób na wózkach. Jeżdżę na takich w ośrodku rehabilitacyjnym. Nie ubiorę sobie sam spodni, mama mi pomaga, ale to, co mogę zrobić, to chcę robić sam. Nieraz się z mamą kłócę, bo mama mówi, że mi pomoże, a ja chcę sam. Jestem uparty i chce jak najwięcej robić samodzielnie. Jestem aktywny, mam duże wsparcie, jestem aktywny. Kolekcjonuję kubki, mam ich już ponad 150. Na dzień dzisiejszy dla mnie pracą jest rehabilitacja. Jeżdżę na wózku, ale mogę wyjść do znajomych, na miasto, mogę z panią rozmawiać. Gdybym nie brał leków i się nie rehabilitował, to pewnie leżałbym teraz w łóżku, dlatego mówię do wszystkich ludzi chorych na stwardnienie, żeby się nie poddawali, nie załamywali, bo życie jest zbyt piękne i krótkie – mówi z uśmiechem.

Przez 23 lata nie prosił o pomoc

Paweł Filar regularnie jeździ na czterotygodniowe turnusy rehabilitacyjne do Centrum Rehabilitacji SM w Bornem Sulinowie w województwie zachodniopomorskim. Jest to specjalistyczny ośrodek, zajmujący się osobami chorującymi na stwardnienie rozsiane. Zabiegi są refundowane przez NFZ, ale pacjent musi zapłacić za opiekę, wyżywienie i nocleg – 5100 zł. Można także skorzystać z zabiegów komercyjnych – wówczas opłata to 9200 zł. – Choruję 24 lata i przez 23 lata nie prosiłem o pomoc, pierwszy raz w życiu zbieram pieniądze na leczenie – podkreśla pan Paweł. – Długo się wahałem, ale namówili mnie do tego w ośrodku rehabilitacyjnym. Zostałem podopiecznym fundacji Dobro Powraca – dodaje.

W ośrodku w Bornem Sulinowie jest endoszkielet. Osoby, które w ogóle nie chodzą, są wkładane w takie pasy, i zaczynają stawiać pierwsze kroki. Przypominają sobie, jak się dawniej chodziło. Podczas turnusu jest pół godziny dziennie takiego ćwiczenia z rehabilitantem. Jest też krioterapia – leczenie zimnem, która ma poprawić krążenie krwi i rozluźnić mięśnie, specjalna gimnastyka, naświetlanie, wirówki, zabiegi wodne. Wszystko przystosowane do takich osób jak ja. Jest tam poza tym pięknie, można się zrelaksować – opowiada Paweł Filar.

Podczas naszej rozmowy pan Paweł wielokrotnie dziękował wszystkim, którzy do tej pory mu pomogli. Podkreślał, że dużo zawdzięcza lekarzom, których spotkał na swojej drodze. Rodzicom, przyjaciołom, mieszkańcom Wiązowa i okolic, lekarzom, rehabilitantom, z którymi ćwiczy w domu. – Zwracam się do wszystkich ludzi o dobrym sercu, żeby mi pomogli i podarowali 1,5% podatku lub dobrowolną darowiznę na moje leczenie – mówi na zakończenie pan Paweł.

***

Leczenie i rehabilitację Pawła Filara można wesprzeć, przekazując 1,5% podatku lub darowiznę za pośrednictwem Fundacji Dobro Powraca.

KRS fundacji: 0000 33 88 78, cel szczegółowy: Filar4370

Numer konta fundacji 95 1140 1140 0000 2133 5400 1001

w tytule przelewu należy wpisać: darowizna dla Filar4370

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj także