Droga do Omalo w Gruzji uchodzi za jedną z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Sypka nawierzchnia, wąska i bez pobocza. Jak spadnie deszcz, dodatkowo bardzo śliska. A jak dodać stromy podjazd i zjazd, mamy wszystko, co na jej złą sławę się składa

Zapraszamy do drugiej części artykułu o samotnej podróży motocyklem do Omalo, miejscowości w Gruzji. Rozmawiamy o ludziach, zagrożeniach, dziwnych sytuacjach i wrażeniach. Bohaterem rozmowy jest znany w naszym regionie motocyklista Robert Suwała „Robson”.

 

W poprzedniej części naszej rozmowy opowiedziałeś o przygotowaniach i początku wyprawy, ale nie poruszyliśmy tematu sprzętu z najważniejszym elementem, czyli motocyklem. Jakim jechałeś i jakie, Twoim zdaniem, na taką wyprawę nadają się najbardziej?
- Zdecydowanie najlepsze są enduro, gdyż są to motocykle, które nie boją się trudniejszych dróg, a takich na tej wyprawie trochę było. Dobrze sobie też radzi na drogach asfaltowych. Tu jednak nie ma reguł. Można wsiąść na 125ccm Rometa i też pojechać. Raczej chodzi o wygodę jazdy i umiejętności. Na mniejszym zajmie to więcej czasu, bo w górach małym motocyklem będzie się jechało wolniej. Trzeba również pamiętać, że w trasie nie można gnać, bo nałapie się mandatów. Przykładowo w Turcji osoby, które jechały solo, tak jak ja, nie płaciły mandatów. Ci, co jechali grupowo, poprzez gonienie jedni drugich, nazbierali ich niekiedy dość sporo.
Ja jechałem KTM-em 1090 enduro o pojemności 1050ccm. Wcześniej jeździłem Hondą Africa Twin. Powiedzmy, że na takie wyprawy nie za bardzo nadają się ścigacze, ale bywali tacy, co i na takich motocyklach dawali radę.
Jeśli chodzi o strój motocyklowy, to mój zasponsorowała mi firma Modeka. Bardzo solidna marka i szczerzę mogę polecić ich wyroby.

Mówiliśmy już o trasie, a jak wyglądają przygotowania?
- Nie było tu czegoś specjalnego. Jeżeli ktoś jedzie pierwszy raz na taką wyprawę, to musi zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt. Ja to już mam, więc się tym nie martwiłem. Zwyczajnie spakowałem bagaż, załadowałem na motocykl i pojechałem. Sprzęt jest w zasadzie taki sam w góry, nad morze do Łeby czy do Gruzji.

A trasa, którą jechałeś, była wcześniej zaplanowana czy jechałeś tam, gdzie Cię oczy poniosły?
- W ogóle nie była przygotowana. Miałem dojechać do Omalo w Gruzji i to był mój cel. A droga? Zawsze jest jakaś droga. Trasy nie planowałem i nawet tuż przed wyruszeniem, kiedy piłem ostatnią kawę, patrzyłem na mapę i mówiłem: o, tędy sobie pojadę... (śmiech).

Pisaliśmy już, że podczas 24-dniowej wyprawy przejechałeś 10 tys. km. Jakiej długości odcinki przeciętnie pokonywałeś w ciągu dnia?
- Różnie, ale niedużo, było to od 500 do 1200 km.

Rzeczywiście niedużo (śmiech). 1200 km to spacerek (śmiech)...
- Jakoś specjalnie nie odczuwałem zmęczenia (śmiech).

Na zdjęciu Robert Suwała - Robson a w tle ikona Gruzji, czyli położony u stóp Kazbeku w północnej Gruzji Klasztor Świętej Trójcy - Cminda Sameba

Nie wyglądasz na człowieka strachliwego. Czy miałeś zatem przed wyruszeniem na wyprawę jakieś obawy i czy czegoś się bałeś już w trakcie jej trwania?
- Przed moim wyjazdem znajomi również wybrali się do Gruzji na motocyklach. Jednak wieźli je na lawecie i nie udało im się przejechać tureckiej granicy. Mówili, że ta granica to koszmar, że z tymi ludźmi nie da się rozmawiać i tak dalej. Mówili, że już nigdy nie pojadą do Turcji. Gdy ich słuchałem to problemy, o których mówili, wydawały mi się dziwne. Okazało się, że wyjście z którego nie skorzystali, było banalne. Wystarczyło motocykle zdjąć z przyczepy, przejechać na nich granicę i za granicą ponownie załadować na lawetę. I tyle kłopotu. Tak więc trudności i obawy to jest rzecz względna. Jak się trafią, to trzeba je rozwiązywać, a nie się nimi zamartwiać wcześniej. Kiedy przekraczałem turecką granicę, nie było żadnych problemów, wręcz przeciwnie, celnicy wzięli mnie bez kolejki, bym nie musiał długo czekać. Obawy przed ludźmi przerobiłem już na innych wyprawach i teraz nie bałem się spotkań z tubylcami.
Przykładowo, taka Turcja jest muzułmańskim krajem, więc nie musisz się obawiać okradzenia, bo tam się to nie zdarza.

Czyli spotykanych ludzi odbierałeś bardzo pozytywnie...
- Tak, nawet policjanci w Turcji okazali się wyjątkowo chętni do pomocy. Było to w nocy, kiedy krążyłem, szukając pola namiotowego. Zatrzymali mnie w ramach rutynowej kontroli. Jak dowidzieli się, że jestem z Polski strasznie chcieli mi pomóc, ale nie umieli namierzyć, gdzie to pole namiotowe może być. W końcu poddali się i powiedzieli: jechać.

To teraz odwrotne pytanie. Co na tej wyprawie cię zachwyciło i co szczególnie zapamiętasz ?
- Góry w Gruzji. Po to zresztą tam jechałem. Kaukaz jest przepiękny. To, co można zobaczyć w naszych górach, to tam jest tego dziesięć razy więcej. Przykładowo, wjeżdża się na przełęcz na wysokości 3 tysięcy metrów i dookoła widzisz górujące wielkie szczyty. To robi niesamowite wrażenie.

Przerwę Ci. Bez problemu wjechałeś na taką wysokość?
- Tak, a dokładnie to na 3800 m n.p.m.

Cały wywad zamieściliśmy w 6 (1194) wydaniu papierowym Słowa Regionu. Materiał ten, w całości, przeczytasz  również na portalu egazety.pleprasa.pl, a także e-kiosk

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj także