Doktor Juliusz Kubisz prezentuje certyfikat otrzymany po przejściu trasy pielgrzymki
Doktor Juliusz Kubisz prezentuje certyfikat otrzymany po przejściu trasy pielgrzymki
W dzisiejszych czasach ludzie pragną oderwać się od szarości dnia. Pielgrzymowanie pozwala spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Mieszkający w Strzelinie doktor Juliusz Kubisz od lat podąża drogą św. Jakuba, jednego z 12 Apostołów Jezusa Chrystusa.
Od kilkunastu lat w wielu europejskich krajach spotkać można piesze i rowerowe szlaki oznaczone symbolem muszli. Noszą one nazwę dróg św. Jakuba. Jeszcze w średniowieczu ludzie pielgrzymowali do Jerozolimy, aby otrzymać odpuszczenie grzechów. Kiedy Arabowie zajęli Ziemię Świętą, przebywanie w tamtym rejonie stało się niemożliwe.
Wówczas, panujący papież ogłosił, że odpowiednikiem tamtej pielgrzymki będzie wędrówka do grobu św. Jakuba, w Hiszpanii. Według legendy, miejsce pochówku świętego wskazały spadające gwiazdy. Stąd też wzięła się nazwa de Compostela. Dzisiejszy szlak wiodący przez Europę stał się obowiązującym po apelu papieża Jana Pawła II w roku 2003. Składające się na niego drogi łączą Europę i podkreślają jej chrześcijańskość. Od 2003 r. powstały Stowarzyszenia Przyjaciół Dróg św. Jakuba. Jedno z nich działa również w Polsce i należy do niego doktor Kubisz ze Strzelina.

Skąd pomysł na podążanie szlakiem świętego Jakuba? Jakie etapy już Pan przeszedł?
- W zasadzie chodziło mi o wędrówkę. Uznałem, że jak skończę 80 lat, to przejdę dookoła Polski. Będąc na basenie w jacuzzi, rozmawiałem z panią, która powiedziała mi właśnie o Szlaku św. Jakuba. Zajrzałem do googla i zapoznałem się z tematem bliżej. Uznałem, że o wiele taniej mi wyjdzie, jak będę wędrował tym szlakiem. Takie pielgrzymowanie niesamowicie przebudowuje świadomość człowieka. Z tego powodu zapisałem się do tego towarzystwa. Ponieważ pracuję, postanowiłem wędrować raz do roku przez miesiąc. Rozłożyłem sobie całą trasę, liczącą kilka tysięcy kilometrów, na etapy. Pierwszy rozpocząłem w Kijowie w 2013 roku. Doszedłem do Przemyśla. Drugą częścią mojej wędrówki była trasa Przemyśl-Wrocław, następną Wrocław-Zgorzelec i kolejną Zgorzelec-Praga. Każdą z nich pokonywałem przez miesiąc, raz do roku. W 2015 mój nieżyjący już przyjaciel zadzwonił i powiedział, że zamierza zorganizować takie Camino light. Zgodnie z tymi ustaleniami polecieliśmy do Alicante. Po noclegu wyruszyliśmy samolotem do Santiago. Następnie z tej miejscowości 270 km autobusem do Astorgi i z tego miejsca ruszyliśmy w drogę, dwieście kilkadziesiąt kilometrów.

Jak przygotowywał się Pan do trasy?
- Przed Kijowem jeszcze robiłem wędrówki piesze ze Strzelina do Ziębic. Tam nocowałem i wracałem. A później uczęszczałem w jedno-dwudniowych wędrówkach, kiedy mi czas na to pozwalał.

Czy szedł Pan sam? Ile kilometrów dziennie Pan pokonał?
- Szedłem w grupie 9-cioosobowej, 2 mężczyzn i 7 kobiet. Miało nas iść 10, ale mój przyjaciel zmarł na dzień przed wylotem. Była to najsmutniejsza rzecz. Przez całą podróż w samolocie obok mnie było puste miejsce. Podróżowaliśmy wyłącznie pieszo. Każdy z nas ma taki Paszport Pielgrzyma, w którym zbiera pieczątki z miejsc na trasie. Uprawniają one m.in. do zniżek na noclegi. Szliśmy ponad 20 km dziennie, nie więcej jednak jak 30 km.

Co zabiera się na taką wędrówkę i gdzie się śpi?
- Każdy ma swój plecak, w którym zabiera najpotrzebniejsze rzeczy. Śpimy w schroniskach, które dla pielgrzymujących są bardzo tanie. Koszt noclegu wahał się od 5 do 10 euro. Są tam piętrowe łóżka, jest trochę ciasno, ale w łazienkach i toaletach jest czysto. Jeśli w budynku nie ma kuchni, to wszystko jest tańsze i jest wtedy zapewnione zaplecze kuchenne.

Jaka była trasa i pogoda w Hiszpanii?
- Pierwszy etap rozpoczynał się w górach i był dość trudny. Podobny do Tatr. Jeszcze nawet leżał śnieg. Długość szlaku to jakieś 150 km. Kolejny był teren lekko pagórkowaty, łagodny i wynosił sto kilkadziesiąt km. Powstała cała infrastruktura dzięki Unii Europejskiej, która dała dotację po apelu papieża Jana Pawła II. Powstały programy odnowienia tej drogi. A pogoda była różna. Mieliśmy z tydzień słońca, przez pozostały czas było albo chłodno albo siąpił deszczyk.

Ile czasu zajęła droga do grobu św. Jakuba? Czy ma Pan jakieś pamiątki?
- Droga zajęła nam około 2 tygodni. Mam Paszport Pielgrzyma i Certyfikat, tzw. Composterkę, świadczący o dojściu do celu pielgrzymki. Każdy, kto ukończył trasę, otrzymał tubę z Certyfikatem. Mam także kamienie i muszelki z oceanu. Nasiona palmy. Część pielgrzymów nazywała mnie śpiewającym Polakiem, gdyż podczas drogi lubiłem sobie pośpiewać.

Czy poznał Pan jakichś ludzi? W jakim języku porozumiewał się Pan z obcokrajowcami?
- To jest międzynarodowe towarzystwo. Poznałem wielu ludzi, m.in. dziennikarza koreańskiego, Japonkę z Jokohamy, Brazylijkę, lekarkę z Estonii, Łotyszkę i Anglika. Porozumiewaliśmy się głównie w języku angielskim, ale także po niemiecku, rosyjsku i hiszpańsku.

Czy wróci Pan na szlak św. Jakuba?
- Oczywiście. W przyszłym roku chcę iść z Pragi do Monachium. Następnie z Monachium, przez Szwajcarię do Francji. We Francji drogę podzielę na dwa etapy.

Dziękuję za rozmowę.
Magdalena Wojdyn


UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj również